Czuwaj/POSiR - Unia Tarnów 33:38 (17:20)
Czuwaj/POSiR: Pawliszak, M. Stanowski - Dejnaka 1 (z karnego), Stołowski 8 (1 z karnego), Pawłowski 4, Szkarpecki 1, Błażkowski 4, Korobczak 3, Kroczek 7, Hataś 0, Kalinowski 0, Baraniecki 1, Władyczak 1, Picur 3 (1 z karnego).
Unia Tarnów: Wieczorek, Nowak - Ogarek 6, Greczyński 7, Grzesik 4, Niedojadło 5, Zaucha 8, Tokarski 1, Bieś 7, Ziejkowski, Siedlki, Szostak.
Kary: Czuwaj - 8 minut, czerwona kartka Przemysław Baraniecki (53`min.). Unia - 8 minut.
Emocje, pełna hala... czegóż chcieć więcej? No oczywiście zwycięstwa. A to nie było dziś dane piłkarzom ręcznym Czuwaju/POSiR, którzy musieli uznać wyższość spadkowicza z I ligi, czyli tarnowskiej Unii.
Ale zanim na parkiecie zagościły emocje, prezydent Robert Choma otrzymał na pamiątkę dwa medale – złoty i srebrny – wywalczone w minionym sezonie przez szczypiornistki Szkoły Podstawowej nr 14 i piłkarzy ręcznych Gimnazjum nr 1.
Być może stawka spotkania spowodowała, że początek meczu nie był ładnym widowiskiem. Niecelne rzuty i podania oraz straty z obu stron. Z tego marazmu pierwsi otrząsnęli się przemyślanie, którzy objęli prowadzenie 3:0, choć mogli i wyżej, gdyby Paweł Stołowski wykorzystał m.in. rzut karny. Unia w tym okresie miała problemy z trafieniem w bramkę lub na jej drodze stawał Robert Pawliszak. Tak było do 8 minuty, kiedy to pierwszą bramkę dla Tarnowa zdobył Paweł Bieś. Przemyska hala dla tego zawodnika jest najwyraźniej szczęśliwa, bo gdy ostatni raz gościł w niej przed dziewięcioma laty, jego Spójnia Gdańsk odniosła dwa zwycięstwa nad Czuwajem.
Czuwaj prowadził do 12 min., a „Jaskółki” goniły wynik, głównie za sprawą Szczepana Greczyńskiego, który doprowadził do remisu 5:5. Chwilę później bramkę z rzutu karnego zdobył Tomasz Dejnaka i było 6:5. Jednak w kolejnych czterech minutach to przyjezdni zdobyli trzy bramki. W 19 min. Krzysztof Błażkowski wyprowadził miejscowych na – ostatnie jak się później okazało– prowadzenie (9:8). Jeszcze do 25 minuty trwała walka „bramka za bramkę”. Potem Unia zaczęła szybciej rozgrywać piłkę, nie dając przemyślanom czasu na spokojny powrót do obrony, kończąc swoje akcje bramką po zaledwie kilku wymianach podań.
O losach meczu zdecydował początek drugiej połowy. Nasi rywale z minuty na minutę powiększali swoją przewagę, a trenerzy Czuwaju próbowali różnych wariantów gry obronnej. Za kołowego do obrony wchodził Łukasz Kalinowski, indywidualne krycie otrzymał główny rozgrywający tarnowian Paweł Zaucha. Na nic to się jednak zdało. Gdy on był wyłączony z gry, świetnie kolegami dyrygował Damian Grzesik, który raz po raz dogrywał piłki do obrotowego Marcina Ogarka, który nic nie robił sobie z faktu, że kryło go dwóch graczy Czuwaju.
W 40 min. Unia prowadziła już 21:27, a potwierdzeniem niemocy miejscowych może być sytuacja z 41 min., kiedy to T. Dejnaka wykonując rzut karny, posłał piłkę wysoko nad poprzeczką. Najwyższe prowadzenie gości notowaliśmy w 47 minucie, aż 11-bramkowe– 22:33. Wtedy Czuwaj zaczął bronić „każdy swego”. Manewr, który w 1998 roku w Szczecinie dał drogocenny remis, bo na wagę utrzymania się Czuwaju w ekstraklasie, dziewięć lat później nie przyniósł sukcesu. Co prawda, między 48 a 50 min. fenomenalną skutecznością popisał się R. Pawliszak, broniąc pięć rzutów z rzędu (w całym meczu miał 20 udanych interwencji), jednak nie przełożyło się to na poprawę skuteczności w ataku. Gdy w 53 min., przy stanie 27:35, czerwoną kartkę otrzymał Przemysław Baraniecki, szansa na zwycięstwo stopniała do minimum. Cień nadziei pojawił się trzy minuty przed końcem, kiedy po rzucie Piotra Szkarpeckiego, „Jaskółki” prowadziły tylko 33:36. Doświadczona drużyna z Mościc nie pozwoliła jednak wydrzeć już sobie zwycięstwa, rzucając jeszcze dwie bramki i ostatecznie odnosząc zwycięstwo nad przemyskim rywalem.
Piłkarzy ręcznych Czuwaju/POSiR czeka teraz trzytygodniowa przerwa. Kolejny mecz rozegrają dopiero 10-go listopada o godzinie 18:00. We własnej hali będą podejmować kolejnego chętnego do awansu – BKS Bochnię, która dziś rozgromiła Polonicę Kielce 40:22 i jest drugim, obok Unii, niepokonanym zespołem.
Łukasz Kisielica