Po czterech latach przerwy piłka ręczna powraca do Przemyśla. Co sądzisz o decyzji reaktywowania seniorskiego szczypiorniaka?
„Uważam, że to bardzo dobry pomysł, jest atmosfera do gry w Przemyślu. To sport w którym w niedługim czasie i przy niedużym nakładzie finansowym, w porównaniu z innymi dyscyplinami, można dojść do wysokiej klasy rozgrywkowej. Jest dwóch dobrych trenerów, Kubicki i Kroczek z którym miałem przyjemność przez krótki, ale owocny czas, współpracować. Są podwaliny pod zespół seniorski, ponieważ Piotr Kroczek ma dobre wyniki z młodzieżą w różnych rocznikach, co może się przełożyć na ciągłość trenowania do wieku seniora.”
Czy rozważasz możliwość występów w przyszłości w Czuwaju?
„Karierę zawodnika skończyłem osiem lat temu, w wieku 31 lat. Trenując wyczynowo piłkę ręczną dawałem z siebie tyle, ile mogłem. Nie rozważam takiej możliwości, ponieważ charakter mojej pracy zawodowej nie pozwala nawet narekreacyjną grę w piłkę ręczną, ze względu na wysokie ryzyko urazów. Ale będę kibicował młodszym kolegom z Przemyśla i będę śledził ich wyniki na bieżąco.”
Jak wspominasz lata spędzone w Czuwaju?
„Bardzo dobrze wspominam pobyt w Przemyślu. Pierwszy sezon mojej gry w Przemyślu przyniósł awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, co ucieszyło nie tylko mnie, ale w szczególności sympatyków handballu przemyskiego. W następnym sezonie, pomimo ogromnych problemów finansowych, organizacyjnych oraz braku odpowiednio wyszkolonych zawodników, udało się utrzymać zespół w pierwszej lidze.Miał w tym także duży wkład obecny trener Piotr Kroczek. W następnym sezonie niestety wszystkie problemy nawarstwiły się, tj. brak finansów, brak zawodników. Doprowadziło to w konsekwencji nie tylko do wycofania zespoły z rozgrywek ligowych, ale do wymazania klubu ze sportowej mapy Polski.”
A jak trafiłeś do piłki ręcznej?
„W wieku 14 lat, w ósmej klasie szkoły podstawowej, nauczyciel wychowania fizycznego, pan Saganowski, namówił mnie, żebym rozegrał mecz w piłkę ręczną, o której nie miałem »zielonego pojęcia«, w rozgrywkach międzyszkolnych pomiędzy Szkołą Podstawową nr 9, do której uczęszczałem, a Szkołą Podstawową nr 10. Wcześniej niecały rok uprawiałem siatkówkę, koszykówkę i piłkę nożną. Dałem się namówić, nie wiedząc, że zawodnicy Szkoły Podstawowej nr 10 tworzą cały zespół juniorów młodszych MKS Padwy Zamość. Przegraliśmy niewielką ilością bramek, a ja w pierwszym kontakcie z piłką ręczną, jakim był dany mecz, rzuciłem 14 bramek.Trenerzy ostatecznie namówili mnie do tej dyscypliny”.
Żałujesz decyzji?
„Nie. Ale trafiłem na najgorszy okres, przemian gospodarczych w kraju, kiedy ten sport był słabo finansowany. W skutek czego, z uprawiania piłki ręcznej nie miałem korzyści finansowych.”
Na inaugurację II ligi Przemyśl gra z Krakowem. Serce będzie rozdarte?
„Nie. Będę kibicował Czuwajowi, z Kusym nic mnie nie łączy.”
Jacek Pyś jest wychowankiem Padwy Zamość. W „Czuwaju” Przemyśl, do którego przeszedł z „Hutnika” Kraków, grał w latach 1996-99. W sezonie 1996/97 został „królem strzelców” II ligi, ze średnią 12 bramek na mecz. Sezon później, już w najwyższej klasie rozgrywkowej, był „wicekrólem strzelców”. W meczach przeciwko „Parii” w Szczecinie, które decydowały o utrzymaniu przemyskiego zespołu w ekstraklasie, rzucił aż 17 i 15 bramek. Obecnie mieszka i pracuje w Krakowie.