Przemyśl - nasze miasto całą dobę

Z raju do piekła

data dodania: 2007-04-04
aktualizacja: 2007-04-09 12:21:48
W zaległym spotkaniu XXIV kolejki, koszykarze Polonii przegrali z wiceliderem rozgrywek z Dąbrowy Górniczej 79:81. Koszykarze MMKS-u zwycięskie punkty zdobyli w ostatniej sekundzie rzutem za trzy.


Polonia - MMKS Dąbrowa Górnicza 79:81 (24:16, 22:23, 17:17, 16:25)

Polonia:
Peciak 24 (1x3), Puchalski 19, Kalinowski 13 (1x3), Sówka 0, Kindlik 0 oraz Kolowca 18, Balawender 5 (1x3), J. Musijowski 0, M. Musijowski 0.

MMKS:
Koziński 11 (3x3), Szczypka 16 (3x3), Weselak 10 (1x3), Deja 19, Basiński 9 (1x3) oraz Adamczyk 6 (2x3), Zieliński 8 (1x3), Zawierucha 0, Gradzik 2.

 

W początkowej fazie spotkanie miały wyrównany przebieg. Jednak od stanu 10:11 dla MMKS-u, gospodarze przejęli inicjatywę, obejmując w 8 minucie prowadzenie 21:11.

Dobra gra „Polonistów” trwała także w drugiej kwarcie. W 17 min. po punktach Krzysztofa Kalinowskiego, Niedźwiadki prowadziły już 33:20. Wtedy o czas poprosił trener gości Wojciech Wiezorek. Na niewiele się to zdało. Polonia nadal grała pięknie i skutecznie. Szybko piłkę rozgrywał K. Kalinowski, dwójkowymi akcjami popisywał się duet Daniel Puchalski – Marcin Kolowca (chyba najlepszy mecz w sezonie) i gdy do tegododamy skuteczność Andrzeja Peciaka (16 pkt. w I połowie), nie będzie dziwić fakt, że w 19 min. przemyślanie osiągnęli najwyższe prowadzenie 40:26.

Jednak zawodnicy z Dąbrowy Górniczej w tym dniu dysponowali straszliwą bronią – rzutami za trzy. Dość powiedzieć, że gdy w 28 min. trafili po raz dziesiąty „zza łuku”, ich dorobek punktowy w 60% stanowiły punkty zdobyte za linii 6,25 metrów.

Ale powróćmy do drugiej kwarty. Ostatnie minuty przed przerwą należały do wicelidera z Zagłębia. Wtedy zdobyli 13 punktów, tracąc 3. Znamienna była ostatnia akcja II kwarty, kiedy to Łukasz Szczypka równo z syreną trafił za trzy. Jak się później okazało, podobny scenariusz los zgotował w ostatniej odsłonie meczu.

Po przerwie Polonia znów złapała wiatr w żagle. W 32 min. po punktach A. Peciaka przewaga znów urosła do 14 punktów (55:41). MMKS „gonił” wynik rzutami za trzy, dzięki czemu przed decydującą odsłoną przegrywał tylko 7 „oczkami”.

To co Niedźwiadki wywalczyły przez 30minut, straciły w pierwszych minutach ostatniej kwarty. Niecelne rzuty, straty, spowodowały, że na niespełna 8 minut przed końcem, przyjezdni wyszli na prowadzenie 63:67. Pierwsze punkty miejscowi zdobyli dopiero w 34 minucie, kiedy po akcji 2+1 D. Puchalskiego zrobiło się 66:67. Od tego momentu rozpoczęła się walka „punkt za punkt”, a żadnej drużynie nie udało się „odskoczyć” na więcej niż jeden punkt. Ten stan rzeczy trwał do 39 minuty, kiedy to po jednym celnym rzucie osobistym M. Kolowcy, Polonia prowadziła 77:74, a u gości trzech zawodników opuściło parkiet za 5 przewinień.
Stan rzeczy powtórzył się na 52 sekundy przed końcem. D. Puchalski wykorzystał oba osobiste – 79:76. 14 sekund później piąte przewinienie złapał M. Kolowca, a Polonia prowadziły tylko 79:78. Zastępujący go Robert Sówka na 21 sek. przed zakończeniem spotkania stanął na linii rzutów osobistych. Oba spudłował. MMKS mógł grać do końca, Polonia musiała obronić akcję. Cztery sekundy do końca. Paweł Gradzik wchodzi w strefę, oddaje piłkędo nie pilnowanego na obwodzie Łukasza Adamczyka. Ten, stojący za linią 6,25 oddał rzut. Piłka wpadła, rozległa się końcowa syrena...

 

W pewnym momencie meczu spiker Stanisław Polański powiedział: „jak za dawnych lat”. I rzeczywiście kilka takowych spraw na meczu można było zaobserwować.

Po pierwsze to to, że na mecz trzeba było czekać ponad godzinę. Niestety nie ze względu na to, aby zająć sobie dobre miejsce na trybunach, ale za sprawą sędziów z Krakowa, którzy na parkiet wybiegli dopiero o godzinie 17:45.

Po drugie to cheerleaderki. Po dziewczynach Piotra Hugeta, „azetkach”, po raz pierwszy w historii występów Polonii zaprezentowała się grupa „Estan”.

No i rzecz najważniejsza – doping. Co prawda trybuny ożywiły się na dobre dopiero w ostatniej kwarcie, ale wreszcie po długiej przerwie zawodnicy Polonii mieli wsparcie ze strony kibiców. Bo w poprzednich meczach trenerzy, sędziowie i koszykarze mogli dowiedzieć się jedynie co sądzą o nich zasiadający na trybunach.


ŁTK